piątek, 24 maja 2013

Gmach Narodowego Banku Polskiego

Bank to bardzo poważne miejsce dla dorosłych ludzi, Ula zastanawia się, czy może w nim być coś ciekawego dla malutkiej dziewczynki. Trochę się waha, czy zaplanowanej przez mamę wycieczki do banku nie zamienić na wizytę na placu zabaw. Huśtawka i zjeżdżalnia w jej oczach w pierwszym momencie wydaja się być bardziej interesujące.
Jednak po krótkim wahaniu Ula wybiera jednak bank, zawsze dobrze poznać nowe miejsce. Nie żałuje swojej decyzji już w momencie kiedy po wyjściu z autobusu linii 118 jej ciekawym oczom ukazuje się gmach Narodowego Banku Polskiego. Na samym jego szczycie, tuż pod dachem jest złoty statek, żaglowiec. Zdaniem Uli jest piękny. W środku budynek wygląda bardzo poważnie, dostojnie i majestatycznie, jak na bank przystało. Ma tez swoja tajemnicę. Po usłyszeniu słowa "tajemnica" Ula już zapomniała, że w ogóle dziś myślała o huśtawkach.
 Ponad sto lat temu, kiedy budowano wspaniały gmach dla zupełnie innego banku urządzono w nim skarbiec. Przecież w każdym banku przechowywane są pieniądze, złoto i inne kosztowności. I każdy bank musi być odpowiednio zabezpieczony przed różnego rodzaju rabusiami. Przecież nawet w książeczkach dla dzieci napadane są bajkowe banki. Gdański gmach także ma swoje zabezpieczenia. Jakie? tego się Ula, ani nikt inny nie dowie. To jest ta pilnie strzeżona tajemnica. Do tej części ogromnej budowli, w której znajduje się skarbiec wstępu nie ma nikt poza grupą pracowników. Mało tego, nie ma jej nawet na żadnych ani starych, ani nowych planach.
Wyobraźnia małej dziewczynki zaczęła intensywnie działać, zanim jeszcze ona sama wyszła z banku. Nawet na huśtawce, na której Ula huśtała się po skończonej wycieczce jej myśli były jeszcze przy szyfrach, kluczach, zamkach sejfach i alarmach.



niedziela, 19 maja 2013

Brama Wyżynna

Brama to przejście w murze, wale płocie lub innym ogrodzeniu. W Gdańsku jest jednak taka dziwna brama, która nie jest przejściem w żadnym murze, można ją obejść dookoła. Ula sprawdziła to osobiście. Po co więc istnieje brama, która donikąd nie prowadzi? 
Dawno, dawno temu była jedną z bram wiodących do miasta. Gdańsk otoczony był fosą i wałami. 
Oczywiście trzeba było zrobić w nich przejście. Gdańsk był wtedy miastem bardzo bogatym i do wybudowania bramy zatrudnił bardzo zdolnych ludzi. Oni wzorowali się na podobnej budowli w innym bogatym i pięknym europejskim mieście - Antwerpii. Pomieszali pomysły wykorzystane podczas budowy tamtejszej bramy świętego Jerzego i swoje własne zdolności. W  ten sposób powstała Brama Wyżynna. 
Minęło wiele lat i Gdańsk rozrósł się jeszcze  bardziej, wąskie przejścia w bramie nie wystarczały, dlatego obok niej w murach zrobiono dwie przerwy, które miały usprawnić ruch, powodować, że więcej ludzi wozów jednocześnie mogło pokonać ten fragment drogi.
Minęły kolejne lata miasto rozrastało się i mury zamiast pomagać, zaczęły przeszkadzać. Mury zburzono. Brama była jednak piękna dlatego została. 
Kiedy do Gdańska podczas wielkiej wojny przybył cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte, tak bardzo zachwycił się  budowlą, że rozważał nawet możliwość przeniesienia jej do Paryża. Tylko jak przenieść budynek? Na to pytanie cesarz nie zdążył  odpowiedzieć, bo musiał wraz ze swoimi żołnierzami z Gdańska wyjechać. Brama Wyżynna pozostała na swoim miejscu.





piątek, 10 maja 2013

Katownia i Wieża Więzienna


W centrum Gdańska stoją blisko siebie dwa ceglane budynki o grubych murach – katownia i wieża więzienna. Ulę aż dreszcze przeszły, jak usłyszała słowo katownia, ale to tylko nazwa brzmi tak przerażająco. Zresztą sama budowla nie wygląda przerażająco, przypomina pałacyk. Co mieściło się w ładnym budynku o strasznej nazwie? W ciemnych oczkach Uli już widać zajmujące główkę pytanie. Mieszkał tam miejski kat. Był to człowiek, który zajmował się karaniem złych ludzi, wykonywaniem wyroków sądu. Czasem niestety musiał wykonywać też wyroki śmierci na wyjątkowo złych ludziach.
W pobliżu mieszkania kata znajduje się wieża więzienna. Grube mury, małe okienka,  i głębokie lochy do dziś przypominają, że uwiezionym tam skazańcom musiało być bardzo niewygodnie i ciężko.
Ula bacznie ogląda dwa ceglane budynki i nagle zauważa oś bardzo dziwnego – rzeźbę człowieka bez głowy. Znów w malej główce Uli rodzą się kolejne pytania: skąd pomysł na tak nietypową ozdobę? Z odpowiedzią przychodzi legenda. Dawno, dawno temu w katowni zamieszkał kat wraz ze swoją piękną córką. Tuż obok w wieży więziennej pracował i tym samym przebywał tam całe dnie, pilnując więźniów młody dowódca więziennej straży. Dziewczyna zakochała się w nim, lecz bez wzajemności. Nie mogła znieść odrzucenia i postanowiła się zemścić. Którejś nocy zakradła się do więzienia i wypuściła najgorszego i najbardziej okrutnego z więźniów. Zgodnie z ówczesnym prawem za niedopilnowanie skazańca musiał zostać ukarany dowódca więziennej straży. Kara była najsurowsza z możliwych – śmierć. Kiedy stary kat dowiedział się o wyroku, domyślił się, co się stało, wezwał do siebie swoją córkę i powiedział jej, że on niewinnemu człowiekowi głowy nie utnie. Dziewczyna przerażona, że jej okropny uczynek mógł wyjść na jaw otruła ojca i w dniu wyznaczonej egzekucji przywdziała na głowę kaptur i sama pojawiła się by wykonać wyrok. Kat zawsze zakładał kaptur podczas wykonywania swoich obowiązków, więc nikogo to nie zdziwiło. Okropny postępek dziewczyny mógłby nigdy nie wyjść na jaw, gdyby nie to, że gdy ona sama zrozumiała, że przez chęć zemsty straciła i ojca i ukochanego sama przyszła i się przyznała, a potem została skazana na karę śmierci. Gdańszczanie poruszeni przerażającą historią postanowili upamiętnić niewinnego dowódcę straży, wyrzeźbić jego podobiznę i umieścić ją na fasadzie katowni. Jak postanowili, tak zrobili, tylko, że szybko ułamała się kamienna głowa, a potem, ułamywała się za każdym razem gdy tylko próbowano ją naprawić. Mieszkańcy miasta zrozumieli, że musi już taka bezgłowa rzeźba pozostać, aby wszyscy lepiej zapamiętali tą straszną historię i aby ona już nigdy się nie powtórzyła.
Po tak ponurej opowieści Ula postanowiła sprawdzić, jak dziś wygląda wnętrze budowli, która przed laty była postrachem przestępców. Obecnie jest tam Muzeum Bursztynu. Można tam zobaczyć wiele tych wspaniałych kamieni, z których słynie Gdańsk. Ula bardzo ucieszyła się, gdy to zobaczyła, okazało się, że zakończenie tej trochę strasznej, a trochę smutnej wyprawy było bardzo miłe.




piątek, 3 maja 2013

PGE Arena - stadion piłkarski

Wszyscy chłopcy lubią piłkę nożną. Przynajmniej tak wydaje się Uli. Albo inaczej wszyscy, których Ula zna ją lubią. Oglądają mecze, dyskutują. Ula jeszcze nie wie, czy lubi piłkę nożną. Nie umie jeszcze w nią grać, a mecze są zazwyczaj wtedy, kiedy ona śpi.
Kiedy była taka bardzo, bardzo malutka w Polsce odbyły się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Impreza ta jest niezwykle ważna dla drużyn i kibiców. Do Polski i na sąsiednią Ukrainę, gdzie również odbywały się mecze przyjechały najlepsze drużyny Europy i ich kibice.Tego wydarzenia Ula pamiętać nie może, zwłaszcza, że wtedy głownie spała.Wybraliśmy się, więc na wycieczkę, żeby mogła zobaczyć o co w tej piłce chodzi i dlaczego wszyscy się nia tak zachwycają.
Stadion już z daleka wyglądał imponująco. Ogromny, kolorem i kształtem przypominający maminą broszkę z bursztynu. To tutaj niespełna rok temu grały gwiazdy światowego formatu, tacy ludzie, o których wiedzą zarówno mieszkańcy Ameryki, jak i Hiszpanii, Niemiec, Polski czy Rosji.  Po wejściu okazało się, że w środku jest wielkie boisko i mnóstwo krzesełek na trybunach. Ula pomyślała sobie, że skoro tyle osób przychodzi obejrzeć mecz to na pewno on jest niezwykle interesujący.